Spacer Wyludnione miasteczko albo makieta filmu.Otwarte bramy czekają na powrót gospodarzy.Syte koty w plamach słońca i ich przymrużone oczy.Szczęście według Epikura to rozmowa o filozofiiz przyjacielem we własnym ogrodzie.A może szczęście to poranny spacer,w którym zastyga się jak w bursztynie.Szczególnie kiedy wszędziebizantyjski przepych. Złoto i purpura.Tyle śmierci tej jesieni – mówi M.Niech wiersze jak płonące lipy i klonystają naprzeciw ciemności. W dolinie zamarzniętej rzeki Głęboki śnieg.W śladach twoich butów – moje.Odtąd idziemy razem po duktach dzieciństwai snach kołujących nad głowami jak stadko gołębi.I gdyby ktoś przyszedł po nas i czytał ten las jak książkę,pewnie by nie zobaczył, że ludzi było dwoje,przebiegło kilka jeleni, niespiesznie przeszła kunai jakiś samotny człowiek zapadał się w puchu.Nie wędrujemy sami. Są z nami nasze cienie.Coraz dłuższe i bardziej mrukliwe. I kocą się zdarzenia,wciąż na świat sprowadzając ślepe i bezbronne. Intymność roślin podglądam kwietniową orgięwycelowane w niebo jak działa przeciwlotniczenapięte do czerwoności żółte zielone białesłupki pręciki z pyłkiem kleiste znamionawabienie zapylanie laboratorium flirtuszkoła uwodzenia rozpinam kolejny guzikpodać się za kogoś sparaliżować woniąsłodki nektar miłości intymność na wierzchualbo skryta głęboko pośród falbanek, płatków trzmiele motyle chrząszcze słoneczni kochankowieprzybywajcie PODRÓŻ Wyruszam w długą podróż. Do ciepłych krajów.Tu krople wciąż spływają po grzbietach dachów.Wiatry w szczelinach wyją. Obłęd narasta.Jestem we mgle pogrążona. Jak większość świata.We mgle, w której nocami lęgną się demony.Wciąż za bardzo pamiętam twój głos, zapach